Wdrapać się na jakiś szczyt! Zarobić milion dolarów! Zostać gwiazdą! No to są prawdziwe osiągnięcia. Nadają szarej egzystencji sens. Życie przeciętnego człowieka w takie wyzwania jednak nie obfituje… Czyżby? Bardzo bym się zdziwiła, gdybym to od ciebie usłyszała. Bo im dłużej żyję, tym jaśniejsze jest dla mnie, że życie każdego człowieka jest pełne wyzwań – małych, dużych oraz tych absolutnie gigantycznych. Co jest twoim Mount Everestem?
U mnie było ich sporo… Od czego zacząć? Fakt bycia wysoce wrażliwą osobą sprawia, że wszystko przeżywa się bardziej i głębiej – urodzić się z takim typem układu nerwowego już samo w sobie jest wyzwaniem. Teraz bym się absolutnie nie zamieniła na inny, ale swoje przeżyłam – w szkole, w pracy, w kontaktach z ludźmi. Był taki okres, gdy byłam tak zestresowana, że moje serce waliło jak młot nawet, gdy byłam już po pracy, mój żołądek bolał tak, jakbym zjadła wiadro gwoździ, w nocy nie mogłam spać, nie wspominając już ciągłego podminowania, focha i wisielczego nastroju. Dużo bólu i rozczarowań zanim byłam gotowa odrobić swoje lekcje. Moja choroba która zaczęła się po przeprowadzce do Londynu, a na którą lekarze odpowiadali “nie wiemy co to, nie wiemy dlaczego, trzeba się pogodzić”. To również była dla mnie wysoka góra. Mogłam rozłożyć ręce w odpowiedzi na każde z tych małych i dużych wyzwań w moim życiu, mogłam się poddać. Jak już pewnie się domyślasz nie zrobiłam tego. Zaakceptować, przyjąć – tak. Rozłożyć ręce i nie walczyć w swojej sprawie – nie.
Pierwszy krok to pogodzić się z tym co jest. Zaakceptować to, co i tak już tutaj jest, dopuścić to, zobaczyć to. Często to nie jest pojedynczy proces, raz dwa i już akceptuję! Chcesz sprawdzić, czy akceptujesz naprawdę? Podziękuj. Podziękuj Bogu, Sile Wyższej, Losowi, Kosmosowi czy czemukolwiek w co wierzysz tak, jakby chodziło o coś miłego i przyjemnego. To nam pomaga wyjść z naszego typowego schematu patrzenia na świat, poza nasze lubię/ nie lubię i dostrzec w tym, co się zdarzyło coś pozytywnego, choć wszystko się w nas buntuje. Ja zazwyczaj robię pisemną listę 10 rzeczy, za które czuję wdzięczność w danej, konkretnej sytuacji. Szaleństwo? Tak, ale działa! Poza tym, dziękuję z góry, bo wiem już teraz, że zawsze to co się zdarza jest dla mnie tym, czego akurat teraz potrzebuję, choć na logikę może się wydawać zupełnie inaczej!
Niektóre sytuacje wymagają tylko tego, bo niewiele więcej można zrobić (np. rozstania). Rozważ to jednak dobrze, bo są takie, które będą mieć konsekwencje, jeśli działanie zostanie zaniechane. Odpowiedz więc sobie na pytanie: czy mogę sobie pozwolić na niedziałanie? Jakie mogą być konsekwencje, jeśli nic z tym nie zrobię? Czy mogę sobie na te konsekwencje pozwolić? Jaka byłoby kochające działanie wobec siebie w tej sytuacji?
Jeśli wiesz już, co jest twoim “problemem” i chcesz z tym coś zrobić to pakuj plecak – jedziesz w Himalaje.
Twoja największa trudność w życiu może się stać największym, najpiękniejszym darem – dla ciebie i innych. Czymś, co będzie twoją katapultą w rozwoju, pogłębi twoją świadomość. Kocham takich ludzi – mają niezwykłą głębię, coś przeżyli, czegoś ważnego doświadczyli. To czy tak się stanie, zależy tylko od ciebie. I nie będzie łatwo – to już pewnie wiesz. Ale warto, bo nawet jeśli cel nie zostanie osiągnięty, to sama droga na szczyt hartuje, rozwija, uczy takich rzeczy o których ci się nawet nie śniło! Oprócz tego, wcale nie musi być to samotna droga – masz szansę poznać wielu wspaniałych ludzi, którzy w innych okolicznościach nigdy by na twojej drodze nie stanęli. Poza tym, twoja droga ma szansę zainspirować innych a to czego się nauczysz, kiedyś na pewno przyda się komuś bliskiemu, gdy trudności pojawią się w jego lub jej życiu.
Jest wielką tajemnicą, dlaczego jedni podejmują wyzwanie a inni stawiają mu opór i poddają się biernie biegowi wypadków raz po raz mówiąc “nie” na propozycje zmiany kursu z destrukcyjnego na życiodajny. Myślę, że to jest może definicja wolnej woli – nikt i nic na tym świecie nie jest w stanie nam przeszkodzić, jeśli chcemy doprowadzić do swojej zagłady lub po prostu odmawiamy odrobienia swoich lekcji. Nie ma pioruna z nieba ani żadnych wielkich znaków. Jest za to np. powtarzalność pewnych przykrych dla nas sytuacji, jest błędne koło, jest uzależnienie, jest rezygnowanie ze swojej mocy. I nie mam zamiaru krytykować tych, którzy podejmują, świadomie lub zupełnie nieświadomie, taką decyzję na “nie”. Choć czasami pęka mi serce wiem, że mają do tego prawo.
Jesteśmy bezradni wobec wolności innych ludzi…
Dziś jestem wdzięczna za to, że byłam chora – cóż to był za skarbiec, to jest temat na osobny wpis; za stres który przeżywałam w pracy, bo on doprowadził mnie do mindfulness i komunikacji bez przemocy (NVC), za wiele małych i większych wyzwań – każdego z nich staram się użyć dla swojego rozwoju.
Chcę ci powiedzieć, że jeśli jesteś w ciemnym miejscu, bo coś się skończyło lub coś przykrego się wydarzyło to wiedz, że nie jesteś sam/ sama. Rozejrzyj się i wiedz, że każdy ma w życiu swój Mount Everest – albo w swojej przeszłości, albo właśnie się wdrapuje albo będzie już wkrótce. To jest część ludzkiego doświadczenia, nieuchronna część życia. Na Facebooku oczywiście że tego nie zobaczysz, to raczej nie jest miejsce, w którym można dostać prawdziwą uwagę i empatię. Wiedz jednak, że nie musisz odbywać swojej drogi w pojedynkę, bo są w tym właśnie momencie inni, którzy też się zmagają.
A co gdyby być bohaterem historii swojego życia? Pomimo strachu podjąć wyzwanie, bo strach nigdy nie jest dobrym doradcą. Stanąć po swojej stronie, zrobić coś kochającego dla siebie na co nikt inny w twojej rodzinie się nigdy nie odważył? Wiesz, niektórzy pchają się na Everest sami, z własnej woli, do ciebie Everest przyszedł sam – podejmij wyzwanie.
Obrazek: BJ1088 z pixabay